Dwudniowy, czy nawet kilku dniowy strajk nauczycieli będzie miał praktycznie niezauważalny, w granicach błędu statystycznego, wpływ na gospodarkę – zgodnie uważają ekonomiści. Większe efekty, choć też nie jakieś dramatyczne, będzie można zauważyć, jeśli strajk się przedłuży i potrwa przykładowo dwa tygodnie, a za ten okres nauczyciele nie otrzymają wynagrodzeń.
– Brak wynagrodzeń ma proste przełożenie na wyniki sprzedaży detalicznej i poziom wydatków konsumpcyjnych – wyjaśnia Marcin Mazurek, ekonomista mBanku. A konsumpcja jest obecnie głównym motorem napędzającym wzrost gospodarczy.
O jakich kwotach mowa? Przy założeniu, że strajkuje przynajmniej połowa z 600 tys. nauczycieli, a średnia ich płaca to 3,2 tys. zł netto na miesiąc, to ich strata po dwóch tygodniach może sięgnąć przynajmniej 0,5 mld zł. To kropla w porównaniu wydatkami konsumpcyjnymi Polaków.
Kilkunastodniowe zamknięcie szkół może też oznaczać większe problemy z organizacją pracy w firmach, które dziś starają się elastycznie reagować na „strajkowe" problemy rodziców. – Jednak trudno nawet w przybliżeniu oszacować, jaki to by miało wpływ na wartość PKB i tempo wzrostu – zaznacza Mazurek.
– Praca nauczycieli, czy szerzej w ogóle usługi publiczne, tworzą pewną wartość dodaną i są uwzględniane w rachunkach PKB. Jednak mierzenie wartości usług publicznych jest bardzo trudne – zaznacza prof. Witold Orłowski, rektor Akademii Finansów i Biznesu Vistula. – Tych usług nie da się sprzedać, tak jak innych produktów na rynku. Dlatego ich wartość mierzy się poniesionymi nakładami, czyli głównie wartością wynagrodzeń – dodaje.